Ostatnio określenie to (zwłaszcza w świecie polityki) zmieniło swoje dawne znaczenie (lewicowy radykał) i stało się po prostu obelgą: jeśli chce się kogoś obrazić, zdeprecjonować, wyśmiać, nazywa się go lewakiem, jego poglądy lewackimi itd. Nazwanie kogoś komunistą już najwyraźniej nie działa. Teraz lewak, lewactwo to wcielone zło. A tu słyszę, że ktoś sam o sobie w ten sposób mówi. I co ciekawe okazuje się być bardzo fajnym gościem. A oto kilka jego „lewackich” cech:
1. Starał się poznać miejsce spotkania z publicznością Augustowa i rzetelnie się przygotował, odbywszy pięciokilometrowy marsz po okolicy. Lewak prowadzi więc zdrowy tryb życia, dba o kondycję oraz jest ciekaw nowych miejsc.
2. Kraje, które odwiedzał i o których pisał, potraktował bardzo poważnie i wnikliwie, z dużą pokorą obcokrajowca, któremu nie zawsze łatwo wniknąć w rzeczywisty charakter i kulturę danego społeczeństwa. Widać lewak to człowiek otwarty na świat, nie zamykający się w swojej bańce informacyjnej i w poczuciu wyższości.
3. Wykazuje wysoką wrażliwość ekologiczną i społeczną; pisząc o wyprawach himalaistów zwraca nam uwagę na wiele spraw dotąd nie poruszanych, na przykład kwestię zanieczyszczenia gór przez kolejne wyprawy.
4. Patrzy z dużą empatią i szacunkiem na wciąż jeszcze anonimowych tubylców z ekip pomocniczych, jak np. tragarze czy kucharze. Zauważa, że oprócz wynagrodzenia (w ten sposób zarabiają na utrzymanie rodzin) zasługują także na zwykły ludzki szacunek na równi z gwiazdami himalaizmu. Czyżby lewak był też wrażliwym człowiekiem? To jasne.
5. Po młodzieńczych doświadczeniach z narkotykami obecnie, jako ojciec dwójki dzieci, powstrzymuje się od wszelkich uzależnień, nawet wyczynowych wspinaczek. Najwidoczniej lewaków cechuje odpowiedzialność za rodzinę.
Myślałem, że lewak to straszny typ zagrażający państwu i narodowi. Teraz widzę to inaczej. To człowiek wykształcony, wielu talentów, otwarty na inne kultury i społeczeństwa, szanujący przedstawicieli najniższych warstw, wrażliwy ekolog, odpowiedzialny ojciec i mąż. Dziękuję Maxowi Cegielskiemu i organizatorom spotkania za wyprowadzenie mnie z poważnego błędu.
P.S. Wychodząc z pięknej sali APK, w której odbyło się to spotkanie, usłyszałem słowa jednej z uczestniczek: - Jacyś inni ludzie dzisiaj tu przyszli, nikogo nie znam. Pomyślałem – to wspaniale, że w naszym mieście są tacy „inni”, którzy na godzinę 19.00 decydują się wyjść z domu, zapłacić za bilet
10 zł, by przez dwie godziny słuchać (wielce ciekawych) wynurzeń „lewaka”. Nie jest źle z Augustowem.
Bogdan Falicki
Napisz komentarz
Komentarze