Opowieść pierwsza
Politycy Naszego Miasta z burmistrzem na czele postulują wycięcie tysięcy drzew przy budowie niechcianej obwodnicy dla Putina, wycięli dziesiątki drzew przy remoncie ulicy w Studzienicznej, nie bronili 42 zdrowych sosen na Zarzeczu, chcą zabetonować starorzecze Netty, chcieli wyciąć krok po kroku drzewa w parku, teraz bronią osiemnastu kasztanowców. Wierzycie, że bronią? A może uprawiają politykę?
Kasztanowce to wspaniałe drzewa. Wychowałem się w okolicach ulicy Kasztanowej, gdzie kasztanowców jest bez liku. Bardziej kocham sosnę i brzozę, ale kasztanowce są mi też szczególnie bliskie. Na ulicy Kościelnej często zbierałem kasztany, wielu z was też. Jestem daleki od tego, by bronić wycinki, każde dorosłe drzewo w mieście zasługuje na szczególną ochronę. To cenny prezent od naszych poprzedników, którzy te drzewa posadzili i dali im urosnąć.
Nie wierzę politykom, że bronią kasztanowców. Odwołajmy się zatem do autorytetów, najlepiej fachowców od drzew. Starosta w roku 2019 otrzymał zgodę na wycięcie kasztanowców, ale dwa lata później zlecił ekspertyzę dendrologiczną. Jest ona wyrokiem śmierci dla tych drzew. Specjalista stwierdza, że kasztanowce stanowią poważne zagrożenie dla życia przechodniów i kierowców. I co z taką ekspertyzą począć? Poprosiłem mojego znajomego dendrologa o obejrzenie drzew. Niestety potwierdził dramatyczną diagnozę.
Cóż zatem czynić? Zapewne nie obronię tych drzew, choć bardzo bym chciał. Nasz egoizm każe chronić życie człowieka kosztem życia drzew. Jednak muszę bronić przyrody w centrum miasta. Pomysł posadzenia tam, w miejsce kasztanowców, klonów kulistych jest co najmniej kontrowersyjny. To drzewa, które mają zastosowanie w parkach, jako rośliny ozdobne. Osobiście jestem zwolennikiem roślin występujących dziko w naszych okolicach. Roślin tutejszych od setek, nawet od lat tysięcy. Przyrodnicy zapewne mogą doradzić. Można taką ulicę wyłączyć z solenia, można roślinom zapewnić więcej przestrzeni. Oddajmy głos fachowcom.
Opowieść druga
O tym jak burmistrz torturuje psychicznie mieszkańców Augustowa ze szczególnym uwzględnieniem emerytów i matek z dziećmi. A nawet z nich kpi. Już opowiadam.
Emerytka, mieszkająca od urodzenia w Augustowie często korzysta z komunikacji miejskiej. Cieszy się, bo przejazdy są za darmo, co pozwala mniej uszczuplać jej skromny budżet domowy. W ubiegłym tygodniu wybrała się do MOPSu. Wsiadła w Koszarach w miejski autobus i cieszyła się pięknymi widokami za oknem. Na przystanku przy Kasztanowej do autobusu weszły dwie kobiety z identyfikatorami i hasłem: „bilety do kontroli”. Nasza emerytka nie poczuła się zaniepokojona, gdyż mieszkańcy Augustowa jeżdżą za darmo. Burmistrz informował o tym przecież.
Okazało się, że jest w głębokim błędzie.
-Bilet poproszę -usłyszała od kontrolerki.
-Nie mam biletu, bo jestem mieszkanką Augustowa i mam prawo jeździć za darmo.
-Poproszę zaświadczenie, że mieszka pani w Augustowie -zaskoczyła kontrolerka.
-Mam tylko dowód osobisty wystawiony przez burmistrza Augustowa. To chyba wystarczy, gdyż burmistrz Augustowa nie wydaje dowodów mieszkańcom Warszawy -inteligentnie oświadczyła emerytka.
-Dowód osobisty o niczym nie świadczy. Musi pani udowodnić, że mieszka pani w Augustowie.
-To napiszę oświadczenie -zaproponowała emerytka.
-Ja znam tę panią, to moja sąsiadka -zaryzykowała obronę emerytki jej znajoma. A przecież powinna siedzieć cicho, gdyż też nie dysponowała wymaganym zaświadczeniem o miejscu zamieszkania.
-To wszystko za mało -przyszła z pomocą druga kontrolerka. -Musimy wypisać pani mandat w wysokości 130 zł.
Nasza emerytka musiała aż się przytrzymać. W jej domu 130 zł starcza na tydzień gotowania obiadów. Co powie choremu mężowi, że nie będą jedli przez tydzień?
Niestety była już właściwie aresztowana przez dwie kontrolerki, gdyż te mocno trzymały jej dowód osobisty. Na wypisywaniu blankietu opłaty karnej mijały kolejne minuty, aż autobus dojechał do Kauflandu. Na koniec emerytka została poproszona o pisemne złożenie oświadczenia o miejscu zamieszkania. Podała swój augustowski adres. Przedtem oświadczenie nie przeszło, tym razem przeszło. Nasza emerytka wyposażona w mandat musiała wysiąść przy Kauflandzie, bo przecież nie miała biletu. Do MOPSu udała się pieszo.
To nie koniec tej historii. Służby burmistrza jedynie w piątek przyjmują gapowiczów i rozpatrują reklamacje. Delikwent na złożenie reklamacji ma tydzień, a można zrobić to wyłącznie w piątek. Zatem jest tylko jedna szansa. Nasza emerytka z szansy skorzystała i złożyła reklamację, która została rozpatrzona od ręki. Odstąpiono od wymierzenia kary, ale pod jednym warunkiem. Emerytka musiała zapłacić opłatę manipulacyjną w wysokości 13 zł. Niby przejazdy są za darmo, ale można dostać mandat. Potem z tym mandatem trzeba udać się przewoźnika miejskiego i złożyć reklamację i zapłacić karę w wysokości 13 zł.
W ten piątek sporo było takich gapowiczów. Każdy zapłacił po 13 zł.
Śmiejecie się, bo to śmieszne? Emerytce ani przez chwilę nie było do śmiechu. Jej mąż powtarzał głośno przez kilka dni: Augustów to k… jego mieszkańcy.
Krzysztof Przekop
Redaktor naczelny
Napisz komentarz
Komentarze