Bartosz Lipiński
W aktualnej radzie miejskiej w Augustowie nic dzieje się przez przypadek. Pod płaszczykiem usprawnienia prac radnych są wprowadzane zmiany, które mogą mieć ukryte drugie dno. Tak było półtora roku temu, kiedy koalicja rządzącej dokonała abordażu na większość komisji i przejęła w nich bezwzględną władzę. Stało się to po tym, gdy na sesjach podejmowano inne decyzje niż wypracowywane po wielu godzinach pracy w komisjach. Zwolennicy budzących ogromne kontrowersje zmian do tej pory mają usta pełne populizmu przekonując, że przejęcie komisji wynikało wyłącznie z ambicji intensywnej, merytorycznej pracy na rzecz Augustowa.
Od wielu miesięcy przewodnicząca rady miejskiej hołduje również zasadzie pieczołowitego odmierzania czasu wypowiedzi radnym. Tragikomicznie wygląda odliczanie sekund radnym i odbieranie głosu po przekroczeniu limitu. Ofiarami takiej sytuacji są przede wszystkim radni opozycyjni, którzy mają zawsze dużo pytań do głosowanych na sesjach uchwał. Wielokrotnie jedyną szansą swobodnej wypowiedzi były punkty porządku obrad związane z interpelacjami i zapytaniami radnych oraz przede wszystkim punkt wolne wnioski. Bez wątpienia były to też najbardziej ciekawe i chętnie oglądane punkty naszych sesji. Ostatnio radni koalicji rządzącej zdecydowali o wprowadzeniu zmian do statutu miasta. Przegłosowanie zmian należy uznać za skrajnie szkodliwy scenariusz. Pojawia się coraz więcej ocen, że rządzącym może chodzić o zamknięcie ust oponentom burmistrza oraz o to, aby mieszkańcy dowiedzieli się jak najmniej.
Powód zmian wydaje się oczywisty
Przegłosowane na ostatniej sesji propozycje koalicji rządzącej o braku możliwości odczytania interpelacji na sesjach, a także ograniczenia wypowiedzi w punkcie wolne wnioski do pięciu minut to działania, których cel wydaje się oczywisty. Ucierpią na tym głównie mieszkańcy, a utrudnione zadanie będą miały również media. Argumentacja rządzących, że interpelacje nie są odczytywane m.in. na sesjach rady powiatu i zapisy ustawy o samorządzie gminnym nie nakładają takiego obowiązku, jest dalece nieprzekonująca, ponieważ w Augustowie burzliwe zmiany forsowane są po ponad połowie kadencji. „Timing” tego wydarzenia jasno pokazuje, że nie chodzi tu o żadne usprawnienie obrad. Zmiany o charakterze niemalże ustrojowym są wdrażane przez koalicję, mającą zaledwie jeden głos przewagi nad opozycją, która sprzeciwia się bulwersującym ograniczeniom. Tymczasem radni opozycji po przeliczeniu ilości głosów z ostatnich wyborów, cieszą się mocniejszym mandatem społecznym mieszkańców Augustowa.
Na wrześniowej sesji rady miejskiej wywiązała się arcyciekawa debata. Przewodniczący PiS w Augustowie Marcin Kleczkowski ocenił, że obóz rządzący w radzie boi się merytorycznej, wolnej, otwartej dyskusji i brzydzi się nią. Były przewodniczący rady miejskiej narzekał, że w statucie nie pojawił się proponowany przez niego obligatoryjny zapis o obecności punktu wolne wnioski w porządku obrad sesji, ale zamieszczono jedynie kurtuazyjny zapis mówiący o tym, że porządek obrad „powinien zawierać” ten punkt. Kleczkowski wyraził obawę, że tak nieprecyzyjnie sformułowany tekst pozwoli na to, by wolne wnioski zupełnie zniknęły z sesji.
Przewodniczący doraźnej komisji statutowej Marek Sznejder zauważył, że rządzący głosują za zmianą w statucie, która będzie im na rękę, ale sprzeciwiali się innym zmianom, mogącym uporządkować pracę radnych. Mowa na przykład o możliwości wydłużenia czasu wypowiedzi radnym. W naszej radzie ten czas już dziś jest bardzo ograniczony. W opinii Marka Sznejdera z Koalicji Obywatelskiej czymś nieprzyzwoitym jest to, kiedy radnym odbiera się głos zanim zdążą skończyć wypowiedź, co obecnie stało się standardem. Sznejder ubolewał również, że niektórzy radni nie umieją zachować kultury i wybuchają śmiechem podczas rozmów na sesji.
Aleksandra Sigillewska mocno krytykowała zmiany autorstwa koalicji rządzącej. Radna PiS stwierdziła, że odczytanie interpelacji na wrześniowej sesji trwało raptem dwadzieścia minut i był to najciekawszy punkt z perspektywy mieszkańców. Sigillewska zauważyła, że w naszej radzie pod względem czasu wypowiedzi funkcjonują restrykcyjne przepisy, jakich trudno jest szukać w statutach innych samorządów. Radna nigdzie indziej nie znalazła zapisów, że radni podczas debaty nad danym punktem sesji mogą mówić przez zaledwie dwie minuty oraz pięć minut w skrajnych, rzadko spotykanych przypadkach tzw. długich debat. Sigillewska odniosła się też do ograniczenia wolnych wniosków i zapytała rządzących, czego się boją? Radna PiS chciała odczytać zapis ze statutu Suwałk. Ale bezwzględnie skończył jej się czas wypowiedzi.
Rafał Harasim wyraził zdumienie proponowanymi zmianami. Radny Koalicji Obywatelskiej zastanawiał się czy rządzącym chodzi o to, by mieszkańcy dowiadywali się o sytuacji miasta jedynie z Facebooka i gazetek kolportowanych przez urząd miejski? Harasim przypomniał też o pamiętnej i skandalicznej sytuacji, gdy jeden z mieszkańców czekał na punkt wolne wnioski i szansę zabrania głosu przez blisko dziesięć godzin, po czym przewodnicząca rady przyznała mu zaledwie minutę na wypowiedź. Radny KO ubolewał, że chociaż sama nazwa „sesja rady miejskiej” wskazuje, iż jest to posiedzenie radnych, to dużo więcej prawa i swobód mają dziś na nich urzędnicy, do których wypowiedzi radni nie mają możliwości się odnieść. Doskonałą puentą wypowiedzi Harasima była opinia, że przewodnicząca rady ma problem z interpretacją wypowiedzi niektórych radnych i oceną tego, czy dany radny nie odbiega od tematu dyskusji.
Rządzący obarczają winą opozycję
Kontrowersyjnych propozycji bezwzględnie bronili członkowie koalicji rządzącej, a winą za konieczność ich wdrożenia obarczali oczywiście opozycję. Magdalena Śleszyńska mówiła, że radni opozycyjni wiele razy wracają do tych samych tematów, wygłaszają te same obelgi oraz obrażają urzędników i innych radnych, dlatego chce to ukrócić i popiera zmiany. Śleszyńska reprezentująca ugrupowanie Nasze Miasto, miała takie zarzuty przede wszystkim do Marcina Kleczkowskiego i Tomasza Miklasa. Dodała, że gdyby można było rozmawiać merytorycznie i na normalnym poziomie, rządzący z chęcią by to czynili. Jednak zdaniem Śleszyńskiej sesje i komisie rady miasta w Augustowie w tej kadencji samorządu miejskiego to po prostu wstyd.
Podobną opinię przedstawiła Jolanta Oneta Roszkowska. Banitka z klubu PiS stwierdziła, że tak naprawdę nikt nie zniósł interpelacji radnych, tylko nie będą one odczytywane na wizji. Zdaniem Roszkowskiej czytanie interpelacji podczas transmitowanych sesji było wyłącznie „popisem”. Radna dodała, że każda osoba chcąca zapoznać się z interpelacjami będzie mogła wejść na stronę internetową. Przypominamy pani Jolancie, że Biuletyn Informacji Publicznej urzędu miejskiego nie jest szczególnie popularny wśród mieszkańców, którzy będą musieli w nim szukać interpelacji i nie będzie to dla nich łatwe. Bagatelizowanie problemu i narracja, że interpelacje znajdują się na stronie internetowej urzędu, jest słabo przekonującą argumentacją.
Dariusz Ostapowicz ocenił, że zmiany w statucie są niezbędnym elementem zapobiegającym anarchii na sesjach zwłaszcza w wyniku działań radnych Marcina Kleczkowskiego i Tomasza Miklasa. Banita z PiS powiedział także, że demokracja ma to do siebie, iż sama ustala zasady.
Tomasz Miklas ripostował, że nie demokracja, ale dyktatura sama ustala sobie zasady. Radny PiS przypomniał, że radni w obecnej kadencji otrzymali wyraźną podwyżkę wartości diety i nie mogą narzekać na długie sesje. Miklas mówił, że poparcie burmistrza było warunkowane podwyższeniem diety. Tomasz Miklas słusznie zwrócił uwagę, że w poprzedniej kadencji ugrupowanie Nasze Miasto mocno krytykowało burmistrza Wojciecha Walulika, gdy przestał udzielać odpowiedzi na interpelacje podczas sesji. Radny twierdził, że padały wówczas opinie o łamaniu demokracji i braku przejrzystości. Czy punkt widzenia zależy od punktu siedzenia?
Najbardziej zdumiewające jest to, że radni koalicji rządzącej nie widzą swojej winy w długich i zmieniających się w pośmiewisko sesjach. Przysłuchując się ich wypowiedziom na ostatniej sesji można było odnieść wrażenie, że winna jest opozycja. To nieprawdopodobny wręcz brak samokrytycyzmu. Nie docierają do nich także merytoryczne argumenty, że wpływ na długość sesji ma możliwość niemal nieograniczonych wystąpień urzędników, których tyrady nie mają dużego wpływu na zapadające decyzje i czasami przybierają formę politycznych przemówień. Nie ma raczej wątpliwości, że gdyby np. w poprzedniej kadencji podobne zmiany do statutu zaproponował burmistrz Wojciech Walulik, ugrupowanie Nasze Miasto pierwsze krzyczałoby o demokracji i cenzurowaniu dyskusji. Ostatnio przegłosowane zapisy do statutu miasta są być może pierwsza uchwałą, którą augustowska rada miasta nowej kadencji powinna zmienić.
Napisz komentarz
Komentarze