Bartosz Lipiński
Powrót na salę się wydłuża
Od początku aktualnej kadencji wszystkie samorządy są zobligowanie do transmitowania na żywo i publikowania nagrań z sesji. Dzięki temu z dowolnego miejsca w Polsce możemy śledzić relację posiedzeń z różnych miast. Analiza nagrań zamieszczanych w internecie jasno pokazuje, że wiele samorządów organizuje obecnie obrady na sali, oczywiście z zachowaniem środków bezpieczeństwa. Daleko nie trzeba szukać, gdyż sesje rady powiatu augustowskiego także odbywają się w pomieszczeniu. Natomiast komisje i sesje augustowskiej rady miejskiej cały czas zwoływane są w trybie zdalnym, a perspektywa na zmianę takiej rzeczywistości jest nadal odległa. Przewodnicząca rady wiele razy przekonywała, że nie ma wielkich różnic przy obradowaniu zdalnym i stacjonarnym. Opozycja prezentowała inne zdanie i niejednokrotnie prosiła o rozważenie powrotu tradycyjnych posiedzeń. Dlaczego w Augustowie jest to ciągle niemożliwe? Oczywiście oficjalną oraz niezmienną narracją rządzących jest kwestia związana z epidemią koronawirusa, lecz w kuluarach pojawia się coraz więcej głosów sugerujących, że może chodzić też o inne rzeczy. Koalicja rządząca ma przewagę jednego głosu, w przypadku powrotu na salę znacznie trudniej jest zapewnić stuprocentową frekwencję podczas głosowań.
Trzeba uruchomić kamery
Część radnych popierających powrót tradycyjnych obrad argumentuje to tym, że rządzącym jest wygodniej obradować zdalnie, m.in. ze względu na możliwość łatwiejszego przerywania dyskusji i odbierania głosu oponentom. Niektórzy podnosili również argument, że podczas komisji bądź sesji online radni mogą oddawać się dowolnej czynności i nikt im nie udowodni, że nie byli w pełni zaangażowani w pracę społeczną. Tymczasem każdemu samorządowcowi za udział w posiedzeniach przysługują niemałe pieniądze w postaci diety. Od pewnego czasu zaczęto zwracać uwagę, że nie wszyscy radni są widoczni podczas dyskusji i głosowań. Jest spore grono samorządowców, którzy podczas posiedzeń zdalnych niezwykle rzadko włączają swoje kamery. Jak w takich realiach sprawdzić, czym zajmują się radni, czy nie poświęcają się w tym czasie obowiązkom zawodowym i czy zasługują na dietę rekompensującą utracone dochody w miejscu pracy? Kilka miesięcy temu jeden z radnych opozycyjnych poszedł dalej w swojej analizie i zastanawiał się, czy wszyscy radni głosują za siebie. Kiedy nie widać ich na ekranie, nie można tego zweryfikować. Ten problem dotyczy zazwyczaj tych samych osób.
Były już kuriozalne historie
Sprawa z wyłączonymi kamerami niektórych radnych miała swoje kuriozalne konsekwencje. Kilka miesięcy temu jedna z radnych koalicji rządzącej głosująca na komisji rozwoju miała wyłączoną kamerę, ale zapomniała wyłączyć mikrofon. Mieszkańcy odsłuchujący nagranie mogli usłyszeć dziwne słowa wspomnianej radnej mówiącej: „Sześć złotych, proszę bardzo”. Forumowicze portalu dziennikpowiatowy.pl zinterpretowali tę sytuację, jako dowód, że radni podczas trwania komisji, w których głosują i za które otrzymują dietę, oddają się obowiązkom w miejscu pracy. By przeciwdziałać kolejnym spekulacjom każdy z radnych powinien zostać zobligowany do korzystania z kamer na posiedzeniach do czasu, kiedy nastąpi powrót na salę.
Wniosek formalny radnej
Ta sprawa pojawiła się również na przedostatniej sesji rady miejskiej wywołując dłuższą dyskusję. W trakcie rozmów nad porządkiem obrad Aleksandra Sigillewska złożyła wniosek formalny, aby ze względu na powagę organu oraz przez szacunek do mieszkańców radni mieli włączone kamery podczas głosowań. Propozycję radnej opozycji od początku z dużym sceptycyzmem oceniała przewodnicząca rady. Alicja Dobrowolska nie po raz pierwszy posłużyła się groteską i oceniła, że radny siedząc na sesji może zakryć twarz gazetą, jeżeli taka będzie jego wola. Po tej nietuzinkowej, choć kabaretowej dygresji przewodnicząca zauważyła, że niektórzy radni mają „problem z łączem”, a spełnienie przedstawionego wniosku mogłoby ich wyeliminować.
To bardzo interesująca myśl, bo „problem z łączem” na większości posiedzeń mają dokładnie te same osoby, natomiast pozostali radni nie zgłaszają podobnych bolączek i prawie zawsze mają włączone kamery. Aleksandra Sigillewska słusznie konkludowała, że radni otrzymują za udział w posiedzeniach dietę, którą mogą przeznaczyć chociażby na poprawienie połączenia z internetem. Komentarz radnej opozycji śmiechem spuentowała Sylwia Bielawska, czyli jedna z osób rzadko korzystających z kamer, odkąd wprowadzono u nas posiedzenia zdalne. Alicja Dobrowolska nie była przekonana czy wniosek radnej Sigillewskiej może być przegłosowany.
Mecenas urzędu miejskiego komentowała, że wniosek formalny o używaniu kamer w trakcie głosowań nie jest zgodny z postanowieniami statutu. Alicja Dobrowolska zdecydowała, że nie podda pod głosowanie wniosku Aleksandry Sigillewskiej. Wnioskodawczyni przekonywała z kolei, że tę sytuację najlepiej ocenią mieszkańcy. Nie był to jednak koniec ciekawej dyskusji. Postulatu radnej A. Sigillewskiej bronili inni radni, reprezentujący obóz opozycyjny w radzie.
Jednoznaczny zapis ustawy
Przewodniczący doraźnej komisji statutowej Marek Sznejder zwrócił uwagę na fakt, że statut zakłada osobiste oddanie głosu przez każdego z radnych. Sznejder bardzo trafnie podkreślił, że przy wyłączonych kamerach zawsze mogą pojawiać się podejrzenia, że ktoś inny głosuje za radnego. Jego zdaniem wniosek radnej Sigillewskiej jest zasadny, a pokazanie się radnych na ekranie chwilę przed oddaniem głosu, w żaden sposób nie popsuje połączenia z internetem.
Bardzo racjonalne argumenty Marka Sznejdera sprowadzał do absurdu Tomasz Dobkowski. Szef Naszego Miasto stwierdził, że kamery trzeba będzie skierować na ręce radnych. Niestety do tej narracji dołączyła się mecenas urzędu. Również Beata Kornelius po komentarzu Marka Sznejdera oceniała, że chcąc ustalić to, czy na pewno głosuje dana osoba, należy wyposażyć radnych w dwie kamery. Jedną skierować na twarz, drugą na dłoń. Ten sposób argumentacji trudno jest uznać za elegancki, bo może skarykaturować każdą najsłuszniejszą inicjatywę. Na zabranie głosu zdecydował się Leszek Cieślik, przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej.
Były wieloletni burmistrz Augustowa z wykształcenia jest radcą prawnym. Cieślik zacytował zapis ustawy o samorządzie gminnym informujący, że uchwały rady gminy zapadają zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowego składu rady w głosowaniu jawnym, chyba że ustawa stanowi inaczej. Zdaniem Cieślika jest to podstawa wniosku radnej Sigillewskiej i przewodnicząca rady powinna zarządzić podniesienie ręki przed głosowaniem.
Alicja Dobrowolska znów zabawnie ripostowała, że „sygnał jest opóźniony”. Gdyby tak było, to każde głosowanie w trybie zdalnym można zakwestionować. Natomiast mecenas urzędu miasta oznajmiła, że chociaż Leszek Cieślik prawidłowo przytoczył fragment ustawy, to radni obradują w szczególnym trybie związanym z okresem epidemii. Bardzo emocjonalny głos w sprawie zajęła również Krystyna Wilczewska, która zapytała o moralność radnych. Krystyna Wilczewska zauważyła, że radni są osobami publicznymi i nie powinni mieć problemu, żeby prezentować na sesji swój wizerunek. Radna dodała, że osoby wstydzące się swoich głosowań powinny złożyć mandat. Alicja Dobrowolska zdecydowała, że wniosek nie będzie głosowany.
Dziwne zbiegi okoliczności
Osoby śledzące na bieżąco działalność obecnego składu rady w Augustowie nie może dziwić fakt, że opozycja niejednokrotnie podnosiła propozycję powrotu do normalnych posiedzeń na sali, a rządzący ani razu takiego pomysłu nie przedstawili. Ba, można być niemal pewnym, że ewentualne głosowanie na ten temat zakończyłoby się rezultatem 11:10, gdzie tzw. anemiczna większość przegłosowałaby pozostanie przy obradach zdalnych. Raczej nie może być dziełem przypadku, że „problemy z łączem” i niemożność ciągłego użytkowania kamer dotyczy także przede wszystkim grupy radnych koalicji rządzącej, tymczasem dziwnym trafem problemów z internetem zwykle nie mają przedstawiciele opozycji. Najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji byłyby obrady stacjonarne, ale na nie szybko się nie zanosi. Prawdopodobnie stanie się to dopiero po przenosinach magistratu do nowej siedziby na ulicy Młyńskiej. Nikt z nas nie zna terminu tej przeprowadzki. Niewykluczone, że czekają nas długie miesiące z sesjami przed komputerami. Ludzie łączą się z Augustowem z USA w doskonałej jakości połączenia oraz nieskazitelnym obrazem video, a u nas nierozwiązanym problemem jest połączenie w obrębie jednego miasta.
*Artykuł ukazał się w 16/2021 numerze "Przeglądu Powiatowego".
Napisz komentarz
Komentarze