Jeden reżyser, dziesiątki spektakli, setki aktorów i tysiące wspomnień – tak (w sporym skrócie) mogę opisać to, czym jest Res Humanae. Kiedy tylko dostałam zaproszenie na obchody 30-lecia teatru, wiedziałam, że muszę się tam pojawić i zagrać znów na TEJ scenie. Dlaczego? Ponieważ – mówię to zupełnie szczerze – stąd pochodzą jedne z najlepszych wspomnień w moim życiu. Ktoś może powiedzieć, że to tylko „szkolny teatrzyk”, jednak dla mnie – i nie tylko, o czym za chwilę – to emocje, przyjaźnie i naprawdę cudowny czas.
WSPOMNIENIA WRACAJĄ
To godziny spędzone na próbach (Pani Profesor, dziękujemy za trzymanie dyscypliny!), to poszukiwanie (czasem na ostatnią chwilę) strojów w magazynku i wreszcie cudowne spektakle: Osiecka, „Penelopy” czy mój ukochany „Mózg wariata na scenie”. To momenty, kiedy kłanialiśmy się, a widownia zalewała nas falą braw. Te wszystkie wspomnienia wróciły, kiedy tylko przekroczyłam próg sali teatralnej. Nie miało znaczenia, że szkołę skończyłam sześć lat temu, że na co dzień mieszkam i pracuję daleko od Augustowa. Znów byłam nastoletnią Marysią, która podczas próby czasem nie może się skupić, ale czeka już (z lekką tremą) na ten moment, kiedy odsłania się kurtyna. Ożyły wspomnienia, wróciły emocje. W rozmowach absolwentów co chwilę można było usłyszeć: „a pamiętasz, jak…”.
Jubileusz to była świetna okazja także do tego, żeby poznać nieco młodszych aktorów. Niektórzy z nich dopiero zapisali się do teatru, ale żadnemu z nich nie brakuje pasji. Obserwowałam ich z uśmiechem na ustach i podziwem oraz radością, że ekipa RH wciąż jest tak liczna.
Napisz komentarz
Komentarze