W rajdzie, który wiedzie od Jarosławia do Tallina w Estonii, a także do Laponii, biorą udział 42 zabytkowe auta. Najstarsze z nich, jak zdradza Paweł Drostek, jeden z organizatorów „Dryndy”, to Chevrolet Impala z 1963 roku. Jednak wśród pojazdów nie zabrakło innych, dosyć starych cudów techniki motoryzacji.
- Auta mają minimum 25 lat i tak naprawdę są różnych marek – wyjaśnia Drostek. - Nie mieliśmy tutaj żadnych innych obostrzeń. Każdy chętny, który posiadał stare auto mógł śmiało wziąć udział w tym rajdzie.
Uczestnicy „Dryndy” w sumie mają pokonać 3000 km w jedną stronę, a dziennie przejeżdżają od 200 do nawet ponad 300 km. I chociaż można byłoby się spodziewać, że auta np. z lat 60 – tych, ubiegłego stulecia, nie są w stanie bez szwanku przejechać takiego dystansu, to okazuje się, że jest to możliwe.
- Nikt się jeszcze nam nie wykruszył i jedziemy cały czas w komplecie – dodaje Paweł Drostek. – Oczywiście na trasie zdarzają się awarie, ale wszyscy sobie pomagamy. Tym bardziej, że cel naszej wyprawy jest szczytny, bo wszystkie pieniądze pozyskane podczas tej imprezy są przeznaczone w całości dla dzieci, którymi opiekuje się zaprzyjaźniona z nami fundacja.
Także przystanek w Augustowie miał charytatywny oddźwięk. A w zasadzie ukłon w stronę bezdomnych zwierząt.
- Zaprosiliśmy do nas Dryndę, by rajdowcy mieli okazję zapoznać się z psiakami ze schroniska i też wesprzeć swoim słowem adopcję zwierząt – mówi Przemek Chmielewski ze Schroniska dla Zwierząt „Sonieczkowo”.
Oglądający zabytkowe auta mieli też więc okazję zrobić sobie zdjęcie przy samochodzie „Sonieczkowa”, skonstruowanym na potrzeby niedawno odbytych Mistrzostw w Pływaniu na Byle Czym. I przy okazji zwrócić uwagę na problemy opuszczonych zwierząt.
Napisz komentarz
Komentarze